Quantcast
Channel: życiowe zmagania » wyznanie
Viewing all articles
Browse latest Browse all 2

Na rozdrożu

$
0
0

Obudziłam się po czwartej rano na długo przed budzikiem, pomyślałam sobie „genialnie”, wyjadę wcześniej. Za oknem pogoda znowu była nijaka, kolejny deszczowy dzień. Aura nie nastrajała optymistycznie do podróży, mało tego nie cierpię jeździć w deszczu. Zabrałam z korytarza torbę, którą spakowałam wczorajszego wieczora, spojrzałam raz jeszcze na uporządkowane mieszkanie. Wszystko wyglądało tak jakby mama cały czas w nim była. Nie zmieniałam nic, chciałam żeby dobrze się czuła po powrocie do domu. Od klatki schodowej na parking miałam kawałek więc trochę zmokłam, nie przeszkadzało mi to jednak. Wczorajsze informacje od mojego kuzyna narobiły jeszcze większego zamieszania w  moim życiu. Sama nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć? Olać to i zostawić mamę według jej życzenia? Na siłę ściągnąć ją do domu? Nazwymyślać jej, później staremu i dać sobie spokój z obojgiem? Tylko z drugiej strony jak było tak było ale mama nigdy nas nie zostawiła i po co mówiłaby Maćkowi, że ma wspaniałe dzieci a później, że nie chce mieć z nami żadnego kontaktu? Nic z tego nie składało mi się w sensowną całość. W moim przekonaniu mama potrzebowała pomocy i to zaraz. Przez cały ten czas zastanawiałam się gdzie jest, co robi? Teraz wiedziałam, że żyje a przynajmniej tak było jeszcze niedawno. Wiedziałam, że krążyła gdzieś po Polsce, na pewno nie miała pieniędzy. Ta stówa, którą dał jej Maciek przecież na nic nie starczy a na pewno nie na noclegi czy normalne jedzenie. Zerknęłam do schowka w aucie upewniając się, że mam w nim plakaty z mamą. Miałam konkretny plan, chciałam porozwieszać te plakaty w mieście gdzie mieszkał mój kuzyn. „Dam mu się wyspać i zadzwonię do niego, że jadę” – pomyślałam. Nie liczyłam na to, że mnie przenocuje, nie chciałam go obarczać, bądź co bądź, moimi problemami ale oczekiwałam jakiejś pomocy przy poszukiwaniu mamy. Może nieświadomie ale jednak coś spieprzył. Odpaliłam samochód, deszcz chyba dawał za wygraną a ciemne chmury zaczęły ustępować błękitowi nieba. Uśmiechnęłam się do siebie „dobra moja” – pomyślałam. „To dobry znak”. Powoli ruszyłam, przejechałam parę metrów i zahamowałam. „Kurwa!, uczelnia” – krzyknęłam. Zupełnie zapomniałam o dzisiejszym spotkaniu z dziekanem o dziewiątej. Miałam wybór albo jechać śladami mamy albo zostać i stawić się na umówione spotkanie na uczelni. Nie wiedziałam czego może dotyczyć ale czułam, że może być moją szansą na bezbolesne kontynuowanie studiów. Ruszyłam dalej szukać mamy, zostawiając za sobą być może dużą szanse. Mówi się trudno na studia mogłam wrócić, to nie był koniec świata a mama nie będzie czekać. Postanowiłam zadzwonić do dziekana po ósmej rano i próbować wytłumaczyć sytuację, liczyłam na to, że mnie zrozumie ale nie chciałam brzmieć żałośnie, to też jadąc przed siebie cały czas w głowie układałam sobie co mu powiem.

Prowadziłam już długo i mój organizm zaczął odczuwać brak porannej kofeiny, którą karmiłam go od lat, to też się przyzwyczaił i dawał mi o tym znać. Postanowiłam zjechać na stację aby zatankować auto paliwem a siebie kawą. Było po ósme, siedziałam przy wysokim stoliku na jednej ze stacji benzynowych. Serce biło mi szybciej, chyba się trochę stresowałam tą rozmową. Nigdy nie odczuwałam większego lęku przed szefem, nauczycielem, wykładowcą ale tym razem było trochę inaczej w końcu to on poprosił mnie o kontakt a ja nawaliłam. Nie zastanawiając się wiele sięgnęłam po telefon i wybrałam numer, tym razem nie czekałam długo, odebrał praktycznie natychmiast. „Halo!” – usłyszałam z drugiej strony, głos był nieprzyjemny i szorstki, twierdzę, że wręcz obrażony. Oczywiście przywitałam się, przedstawiłam i powiedziałam: „Panie doktorze, byliśmy umówieni dzisiaj na dziewiątą rano” – ku mojemu zaskoczeniu nie przerywał mi tylko słuchał, pozwoliłam sobie kontynuować. „Nie wiem czy moja sytuacja jest panu znana…” – w kilku słowach starałam mu się streścić sytuację na koniec powiedziałam mu gdzie teraz jestem i dlaczego nie przyjadę na uczelnię.  Po drugiej stronie panowała cisza, liczyłam na jakiś ochrzan na słowa o ostatniej szansie, że już jej nie mam, że moje życie osobiste go nie obchodzi itd…Cicho, prawie niesłyszalnie powiedziałam „halo” a może mi się wydawało, że powiedziałam a tylko pomyślałam. „Wiem, słyszałem” – zaczął w końcu. „Proszę, niech pani znajdzie mamę a później się do mnie odezwie, będę czekał” – zamurowało mnie, nigdy jeszcze nie słyszałam u niego takiego spokojnego wręcz uspokajającego tonu głosu. Poczułam się tak jakbym rozmawiała z ojcem, którego nigdy nie miałam. Wydusiłam z siebie tylko „Dziękuję panie doktorze. Na pewno zadzwonię” – skończyliśmy rozmowę a ja poczułam się wspaniale. Nie wiedziałam dlaczego sam wielki dziekan zainteresował się moją skromną osobą, dlaczego był taki miły właśnie dla mnie ale cóż, starałam się tego nie rozkładać na drobne. Znajdę mamę, przywiozę ją do domu i zajmę się sobą – taki miałam plan. Ale wiadomo jak to jest „Człowiek planuje, Pan Bóg te plany kreśli” – jak niebawem miałam się o tym przekonać.

Ruszyłam spod stacji już w dużo lepszym humorze. Znowu zaczął padać deszcz, niestety przybierał na sile a ciężkie chmury znowu zawisły nade mną. Jakoś mi to w tej chwili nie przeszkadzało, nawet zaczęłam nucić piosenkę, która aktualnie leciała w radiu. Wjechałam właśnie do jakiegoś miasta, które było na drodze do mojego celu. Przemierzałam dwupasmową drogę z jednej strony osiedla z drugiej strony osiedla oczywiście ograniczenie prędkości, nagle z lewej strony przeleciał samochód z zawrotną prędkością, nie zauważyłam nawet marki. „Wariat” – pomyślałam. „Na cholerę się tak ludzie spieszą na tamten świat?” Zbliżałam się do krzyżówki, „wariat” włączył kierunkowskaz sygnalizując skręt w lewo, ja miałam zielone światło więc nawet specjalnie nie zwalniałam. W ostatniej chwili zauważyłam jak tamten samochód nagle skręca w prawo centralnie pod moje koła, zdążyłam tylko lekko odbić. Skasował mi cały lewy przód trąc swoim prawym bokiem o mój samochód. Uderzenie było tak silne, że prawie cała wpadłam pod kierownicę pomimo zapiętych pasów. Nie straciłam przytomności, nawet nie wiedziałam czy jestem cała, nie odczuwałam bólu. Wszystko w aucie zamarło w bezruchu. Widziałam biegających ludzi, coś krzyczeli, nie pamiętam co. Deszcz nie przestawał padać, wszystko było takie rozmazane i dziwne. Przymknęłam oczy i próbowałam się poruszyć, wtedy poczułam silne ukłucie w okolicy klatki piersiowej z nogami też nie było najlepiej bo poczułam pulsujący ból.  Chciałam odpiąć pasy ale coś je blokowało,  jakiś mężczyzna otworzył drzwi. „Coś się pani stało? Przepraszam! Przepraszam!” – krzyczał. Patrzyłam na niego zdziwiona, początkowo nie wiedziałam o co mu chodzi, po chwili mnie olśniło to był sprawca wypadku, próbował mi pomóc wysiąść z auta. Wydawało mi się, że to wszystko trwało sekundy. Zaczęłam na niego krzyczeć „Debilu wiesz co zrobiłeś!?” – w samoobronie facet mnie puścił a ja zdałam sobie sprawę, że wymachuję mu rękoma przed twarzą. Zrobiło mi się bardzo głupio a równocześnie ucieszyłam się, że mogę ruszać rękoma. Karetka przyjechała bardzo szybko, chwilę później pojawił się radiowóz. Okazało się, że facet, który spowodował wypadek dowiedział się, że jego żona zaczęła rodzić i tak zapieprzał, że o mało nie doprowadził do tragedii. Przyznał, że pomylił z nerwów kierunki i wjechał we mnie.

Na szczęście okazało się, że nic specjalnego mi się nie stało. Miałam obite żebra, strasznie posiniaczone nogi i zbite czoło, ogólnie wszystko mnie bolało ale żyłam i byłam cała. Wkurzałam się na to co mi się przydarzyło, wypadek uniemożliwił moją dalszą podróż samochodem. Okazało się, że nie nadaje się on do jazdy i musiała przyjechać laweta aby go zabrać. Po krótkim pobycie w szpitalu i zrobieniu paru badań wypuścili mnie. Stałam pod szpitalem w obcym mieście, lał deszcz a ja byłam sama. „Co dalej?” – pomyślałam. Nie wiedziałam czy wracać do domu czy jechać dalej pociągiem. Na miejscu w domu musiałam załatwić parę formalności związanych z autem, chciałam też jakiś samochód zastępczy na czas naprawy ale chęć odnalezienia mamy była tak silna, że zdecydowałam się na dalszą podróż pociągiem. Zadzwoniłam po taksówkę, która zawiozła mnie na dworzec. Ludzie dziwnie mi się przyglądali no ale wyglądałam jak ofiara przemocy. Nogi miałam całe posiniaczone, niewiele lepiej wyglądało moje czoło ale cóż zagoi się. Cieszyłam się, że z moim kręgosłupem jest wszystko w porządku

Usiadłam w pociągu i zadzwoniłam do Maćka, telefon nie odpowiadał. Od jego miasta nie dzieliła mnie już duża odległość i choć znałam adres wolałam nie zwalać mu się na głowę bez zapowiedzi, postanowiłam spróbować za chwilę jeszcze raz. Na chwilę zamknęłam oczy żeby pozwolić im odpocząć, zasnęłam. Obudziło mnie delikatne szturchanie w ramię, konduktor przyszedł sprawdzić bilety. Dobrze, że mnie obudził bo pewnie przespałabym całą drogę. Wydarzenia ostatnich godzin zrobiły swoje. Za oknem robiło się już szaro, był wieczór a ja byłam od czwartej rano na nogach, tak więc organizm dawał znać, że czas wyhamować. Zamówiłam sobie kolejną kawę w pociągu i łyknęłam proszek na mój kochany kręgosłup. Postanowiłam jeszcze raz zadzwonić do Maćka, znowu nic. „Co jest do cholery?” – myślałam. Próbowałam później jeszcze parę razy z tym samym skutkiem. No nie pozostawił mi zbytnio wyboru, prosto z dworca pojechałam pod znany mi adres. Nie spodziewał się mnie bo gdy otworzył zrobił się blady. „Cześć, mogę wejść?” – powiedziałam gdy nie zapraszana przez niego stałam na klatce, nie czekając na odpowiedź weszłam do środka. „Dlaczego nie odbierałeś? Dzwoniłam kilka razy” – kontynuowałam. Wydawało mi się, że zrobił się jeszcze bledszy. „Bo ja nie wiedziałem co ci powiedzieć” – urwał w pół zdania a przynajmniej tak mi się wydawało, że chciał jeszcze coś dodać. „To znaczy?” – zapytałam z niepokojem. Próbował zmienić temat pytając co mi się stało, fuknęłam tylko, że to nieważne i naciskałam aby dokończył to co zaczął. „Ja nie wiedziałem” – dukał. „Wykrztuś to do jasnej cholery w końcu. Czego nie wiedziałeś?” – teraz moja złość sięgała maksimum. „Bo twoja mama jak była u mnie tego ostatniego dnia, posprzątała mi mieszkanie, ugotowała mi obiad i powiedziała, że cieszy się, że mogła się na coś przydać. Później zapytała czy może u mnie zostawić swój śpiwór bo nie będzie jej już potrzebny.” – przerwał. Stałam w bezruchu, torba którą dotychczas trzymałam w ręce z łoskotem wylądowała na podłodze. „Maciej co chcesz mi powiedzieć?” – zapytałam w końcu. „Mi się wydaje, że ona się ze mną żegnała” – w tym momencie mój kuzyn się rozpłakał.

KAMA

 


Viewing all articles
Browse latest Browse all 2

Latest Images

Trending Articles