Niebawem po tym zajściu miała nadarzyć się niewątpliwie cudowna sytuacja do tego aby wreszcie na spokojnie, bez świadków porozmawiać z mamą. Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia za którymi jak wiadomo nigdy nie przepadałam. Jednak te były już inne wyjątkowe. Były z moim mężem i jego rodziną, teraz także i moją. Ja jednak pragnęłam spędzić je z mamą i bratem. Tomasz w ogóle nie oponował a wręcz się ucieszył gdy wyszłam z propozycją zaproszenia do nas na wspomniane święta mojej mamy, brata i babci. Faktem jest, że miejsca w naszym wynajmowanym mieszkanku było mało ale w końcu to były święta i nie liczyło się jak a z kim i w jakiej atmosferze. Mama początkowo przebąkiwała coś o pracy, że musi pracować, później, że nie chce się narzucać. Trochę ją o to zrugałam, mówiąc: „Mamo, jak możesz coś takiego mówić. Nigdy nie będziesz mi przeszkadzać. Obrażę się jeśli odmówisz”.
Plan był prosty przywieźć babcię, przywieźć mamę, odebrać brata z lotniska. Kupić bordowy obrus na stół (o którym zawsze marzyłam – banalne marzenia a jednak), kupić żywą, pachnącą choinkę, ubrać ją najpiękniej jak się da. Ugotować przepyszne potrawy i śpiewać kolędy przy stole wigilijnym oraz cieszyć się chwilą i rodziną z dala od trosk i chamstwa mojego starego i jego lubej. To praktycznie i teoretycznie wypaliło, wszystko było tak jak sobie zaplanowaliśmy. Nawet wizyta całą gromadą u moich fantastycznych, ciepłych i rodzinnych teściów. Tego obawiałam się chyba najbardziej, były tam również babcie Tomka i w ogóle, każdy o coś pewnie chciałby zapytać…Wyszło lepiej niż się spodziewałam, bardzo naturalnie, rodzinnie i przyjaźnie. To były cudowne dni. Każdy uśmiechnięty, zadowolony, wyluzowany. Nawet mama zaczęła podśpiewywać w kuchni kolędy. Było tak jakbyśmy nie mieli przeszłości.
Problem zaczął się w dniu w którym mieliśmy odwieźć mamę do domu. Jakoś wcześniej nie było okazji abyśmy usiadły we dwie i szczerze porozmawiały. Myślę, że mama miała podobny plan do mojego ale jakoś się tak obie do tego zabierałyśmy, że w końcu jej zachowanie sprowokowało rozmowę między nami. Ranek poprzedzający wieczorny wyjazd mamy od nas był bardzo nerwowy. Mamie wszystko leciało z rąk, była roztrzęsiona i sprawiała wrażenie bardzo przybitej. Początkowo pytana przeze mnie o konkretny powód, owijała wszystko w bawełnę, że smutno jej, że to już koniec jej pobytu u nas, że było wspaniale itd… Oczywiście nie zbiła mnie tym z tropu i po południu zaproponowałam mamie spacer. Szłyśmy długo w milczeniu ja trzymałam ją pod rękę. Po raz milionowy chyba w życiu zadałam pytanie „Co się dzieje mamo?”. Mama standardowo odpowiedziała, że nic. Zatrzymałam się i powiedziałam: „Jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Jeśli mi powiesz to ci pomogę. Jeśli chcesz nadal mieć rolę cierpiętnicy to proszę bardzo ale nigdy nie mów mi o swoich problemach. To jest ostatni raz kiedy cię o to pytam. Błagam, zaufaj mi mamo.” – skończyłam i odniosłam wrażenie jakby wszystko dookoła nas zamarło. Nigdy w życiu nie odezwałam się tak do mamy i pomimo iż była zima mi było gorąco jakby był środek lata. Mama się zatrzymała i ze łzami w oczach powiedziała „Ja już nie chcę żyć!” Zamarłam. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że może być nie źle a dramatycznie. Mama zaczęła mi opowiadać jak stary ze swoją kochanicą z niej drwią. Jak po ich libacjach alkoholowych rano musi na bosaka wychodzić z domu aby ich nie obudzić. Mama opowiadała mi wstrząsające rzeczy włącznie z tym, że stary zdemontował jej zamek do pokoju bo stwierdził, że u niego w domu nikt nie będzie przed nim zamykał pokoi. Oczywiście prawie codziennie mama miała przetrzepany pokój pod swoją nieobecność. Doszło nawet do tego, że gloria wystawiła część naczyń mojej mamy z szafek kuchennych bo nie miała miejsca na swój złom. A z ich garnków i talerzy nie wolno było mamie korzystać. Nie wspomnę już o tym ,że moja mama ceniąca sobie porządek wiecznie sprzątała syf po tych brudasach, włączając w to puste butelki po wódce i wszędobylskie pety. Tatuś powiedział, że jak jej coś przeszkadza to ma się albo wynosić albo posprzątać. I tak nie dość, że mieli popłacone rachunki, darmową sprzątaczkę to jeszcze „chłopca do bicia”. Zagotowało się we mnie. Byłam wściekła a jedyne co potrafiłam powiedzieć to , „Nie wracaj tam, przywieziemy twoje rzeczy. Zostań z nami”. Mama się nie zgodziła, trochę ja rozumiałam, miała w tamtym mieście pracę i niewiele do wcześniejszej emerytury. Cóż było robić. Powiedziałam jej, że jakoś to razem przeżyjemy a później ona zacznie od nowa. Jak się tego wieczora miało okazać nie wiedziałam wszystkiego a mama nie przewidziała, że wejdę do jej pokoju.
Tego dnia wieczorem odwieźliśmy mamę z Tomkiem i moim bratem do domu. Mama całą drogę nie odezwała się ani jednym słowem, przyglądałam się jej tylko co jakiś czas i w świetle latarni, które mijaliśmy, widziałam jej napiętą z nerwów twarz oraz to jak się zmienia. Widziałam jak przed samym finałem podróży na jej twarzy malował się strach i przerażenie. Pod sama brama mama powiedziała : „Dziękuję wam dzieci za wszystko” i wysiadła. „O nie, nie tym razem” – pomyślałam. Wysiadłam zaraz z mamą, cała zdrętwiała gdy się zorientowała, że nie stoi sama na chodniku. „Gdzie idziesz?” – zapytała. „Idę złożyć ojcu świąteczne życzenia. Przecież dobrze mnie wychowałaś, prawda?” – powiedziałam ze sztucznym uśmiechem i ją przytuliłam. Wypakowałam swoich chłopaków z samochodu aby mieć obstawę i całą czwórką poszliśmy do domu.
Już od progu poczułam znajmy mi fetor, cudowny zapach dzieciństwa. Niektórzy zapewne pamiętają zapach niedzielnych wypieków mamusi, ja pamiętam zapach gorzały wymieszany ze smrodem fajek i zgnilizny. Szłam pierwsza, nie ukrywam, że podenerwowana ale pewna siebie. „Co mi zrobisz gnoju?” – myślałam wtedy. Nie spodziewali się naszego przyjazdu. Oboje zasiadali każdy na swoim podartym, starym fotelu przed telewizorem. Jedno z drinkiem drugie a kieliszkiem coś żarli to coś przypominało raczej wymiociny niż poświąteczne przysmaki no ale bywa i tak. W kącie pod schodami stała plastikowa imitacja choinki na której gałązkach zawieszone były gdzieniegdzie bąbki i migotały lampki. Kochali te swoje wypłowiałe dwudziestoletnie plastikowe cacuszka. No cóż o gustach się nie dyskutuje. W pokoju oczywiście panował zaduch, światło dawał tylko telewizor i wspomniane lampki choinkowe. „Wszystkiego najlepszego z okazji świąt” – powiedziałam jak weszłam. W odpowiedzi usłyszałam „Święta już były”, kiedy to mówił nawet na mnie nie spojrzał, dalej tępo gapił się w telewizor. Mama stanęła na schodach, które prowadziły do jej pokoju i chciała wziąć torbę, którą trzymał mój brat. Przesunęłam się do przodu i powiedziałam, że Mały zaniesie ją na górę. W tym samym momencie spojrzałam na starego, który dotychczas był zapatrzony w migające obrazki na ekranie swojego nowo nabytego w kredycie telewizora, teraz uważnie nam się przyglądał. Wyglądał tak jakby chciał wstać, nie zrobił tego jednak. W połowie drogi na górę do pokoju mamy poczułam chłód. Gdy przekroczyłam próg jej pokoju zimno owiało już całą moją twarz i pomimo kurtki, którą miałam na sobie poczułam się tak jakbym była na dworze. Zapaliłam światło w pokoju, tego nie spodziewałam się w najgorszych koszmarach. W narożnikach pokoju, który zajmowała moja mama był lód!!!”Co tu się kurwa wyprawia?!” – zapytałam. Mama zaczęła płakać i powiedziała, że stary zakręcił jej kaloryfery tak, że ona nie może ich włączyć. Ogrzewała się jakimś skromnym piecykiem na prąd jak siedziała w pokoju i to też nie za dużo bo to w końcu ona regulowała rachunki a licznik nadal był na nią. W tym samym momencie do pokoju wleciał stary, twierdząc, że się coś zepsuło i dlatego nie grzeje. Na jego nieszczęście mój brat się na tym znał i nie potwierdziła się wersja tatusia. Pierwszy raz w życiu widziałam mojego brata tak wściekłego, bałam się, że uderzy starego. Na szczęście tak się nie stało. Dlaczego na szczęście? Znam swojego starego, pewnie zaraz wezwał by policję i Mały miałby problemy, nie zawinione tak naprawdę. Jak to mówią „nie ruszaj gówna…”. W pewnym momencie mój dotychczas raczej wycofany i neutralny brat powiedział „Dość tego, załatwię to inaczej”. Tą noc moja mama spędziła w ciepłym pokoju a stary nie odezwał się do niej słowem. Chyba zaczął się nas bać, stawał się coraz słabszy, nie robiły na mnie już wrażenia jego pogróżki o sprzedaży domu i o tym, że mnie ewentualnie wydziedziczy. Teraz to my byliśmy silni ale nie w brutalnym, upokarzającym kogokolwiek zachowaniu. Byliśmy silni razem bo potrafiliśmy działać razem. Ja i brat nie przespaliśmy nocy ale mieliśmy już plan…
KAMA